Mnóstwo kursantów podczas zajęć wspomina o tym, że ich pies nie do końca radzi sobie z wizytami w lecznicy weterynaryjnej. Niektóre już podczas drogi orientują się, że jadą do weterynarza i zaczynają sapać, dyszeć, a może nawet piszczeć czy szczekać. W poczekalni dramat, nie chcą wejść do gabinetu, potem mamy gonitwę wokół stołu, a na koniec warczenie czy w skrajnych sytuacjach pogryzienia. I ja naprawdę szczerze współczuję weterynarzom, właścicielom i przede wszystkim tym psiakom takiego ogromnego stresu i nieciekawych sytuacji. Jak sobie z tym radzić?
Po pierwsze, wybierz dobrego weterynarza. Co to znaczy dobrego? Opowiem Wam historię, którą usłyszałam od jednej z moich kursantek, a po jej wysłuchaniu aż włos mi się zjeżył na głowie. Poszła z psiakiem do weterynarza na jakąś rutynową kontrolę. Szczepienie, odrobaczenie… nie ma znaczenia. Młody, około 6 miesięczny psiak, niezbyt pewny siebie, raczej delikatny. Weterynarz podchodząc do psa zauważył, że ten zaczął się wycofywać, a potem zawarczał. W tej sytuacji, stwierdził, że pies chce go zdominować, więc należy mu pokazać kto jest samcem alfa. Całym swoim ciałem naparł na psa, przycisnął go do podłogi, pies ze strachu się zesikał, po czym weterynarz dumny stwierdził, że pies pokazał uległość i teraz już wszystko będzie w porządku.
W tej historii nie chodzi o pokazanie wszystkich weterynarzy jako niedouczonych pod kątem behawioralnym, ale o to, że takie sytuacje się zdarzają i trzeba reagować w zarodku. Czyli właśnie wybrać takiego weterynarza, u którego takie sytuacje nie będa się zdarzały. Można poczytać opinie w internecie, na różnych grupach, porozmawiać z innymi właścicielami psów, no i z samym weterynarzem. Jeśli zobaczycie niepokojące Was sygnały, czyli mówienie o dominacji i innych tego typu już dawno obalonych teoriach, to warto przemyśleć decyzję o wyborze takiego weterynarza.
Weterynarz śmierdzi stresem. No umówmy się, to jest samonakręcające się koło, jedne psy się stresują, przychodzą kolejne, one też się stresują odczuwając emocje od poprzednich. Właściciel wchodząc, już ma w głowie obraz szczekającego psa, który za nic w świecie nie chce nawet dać się pogłaskać komukolwiek kto trzyma w ręku stetoskop. I co robi? Stresuje się, czyli dokłada kolejne emocje swojemu psu. Powinniśmy się skupić na tym, żeby gabinet weterynaryjny przestał kojarzyć się psu z negatywnymi emocjami. Że zawsze przyjście tam, oznacza badanie, igła, strzykawka i inne dziwne rzeczy. Wybierzmy się do weterynarza na wizytę socjalizacyjną. Czyli wchodzimy tylko po to, żeby cudowne Panie z recepcji pomiziały psa i dały mu smakołyka. Kolejnym razem wejdziemy do gabinetu, prosimy weterynarza, żeby podszedł, pogłaskał, dał smaczka… I wychodzimy. Wpadamy na chwilę, zważyć psa, kupić tabletkę na odrobaczenie itd. Chodzi o złamanie schematu, który nasz pies ma w swojej głowie: Weterynarz = Stres. Pozwólmy mu o tym zapomnieć budując pozytywne skojarzenia z miejscem. Czasem jako złamanie schematu dobra będzie też wizyta u innego weterynarza, nowe miejsce, nowi ludzie, nowe zapachy, być może tym razem nie będzie tak strasznie…
No i to co bardzo, ale to bardzo ważne. Bądźcie ASERTYWNI! Jeśli nie podoba Wam się sposób, w jaki weterynarz traktuje Waszego psa, to mu o tym powiedzcie. Rozumiem, że to autorytet, trzeba go słuchać itp. Tak, zgadzam się, ale weterynarz ma wiedzę medyczną, a nie behawioralną i niestety bardzo często zdarza się, że absolutnie nie wie nawet jakie sygnały komunikacyjne wysyła pies. Zwróćcie grzecznie uwagę i pamiętajcie o tym, że to Wy jesteście właścicielami i nikt nie może zrobić Waszemu psu czegoś wbrew Waszej woli 😉