Ostatnio psim półświatkiem wstrząsnęła kolejna rewolucja. Na każdej psiej grupie, przez wszystkie przypadki odmienia się słowo „wsparcie”. Rada „wspieraj swojego psa” powoli zastępuje nieśmiertelne: „miałem ten sam problem i pomogła kolczatka” oraz „kennel”. 

Co to, to wsparcie i z czym to się je?

Sam pomysł był dobry, bo opierał się na realizacji bardzo podstawowej psiej potrzeby, jaką jest poczucie bezpieczeństwa. Nasze domowe czworonogi rzadko mają komfort życia w pełnej harmonii z naturą i w naszym środowisku wcale im nie jest tak łatwo. Prawidłowa socjalizacja znacząco ułatwia psie życie, ale wciąż przychodzi im mierzyć się z wieloma wyzwaniami miejskiej codzienności. 

Przez całe lata nikt się na tym szczególnie nie zastanawiał, a naukowcy byli powszechnie przekonani, że psy to pocieszni idioci i mało interesujący temat do badań. Kiedy wreszcie ludzie dojrzeli do myśli, że pies wcale nie jest głupszy od słonia, czy konia, z kopyta ruszył temat etogramu (czyli całościowego spisu zachowań). Głośno zrobiło się o sygnałach uspokajających (dziś: sygnałach stresu), a podczas szkoleń wreszcie zaczęto się zastanawiać DLACZEGO pies coś robi, a nie nad tym, jak zmienić jego zachowanie. Wtedy pojawiła się koncepcja wsparcia, jako metody pracy z problematycznymi zachowaniami psa.

Ja o wsparciu dowiedziałam się dużo później – na jednym ze szkoleń z zakresu psiej komunikacji. Prowadząca pokazała nam film, na którym nieduży kundelek strasznie ujadał na psa po drugiej stronie siatki. Za kundelkiem stała jego właścicielka – zawstydzona, ze skrzyżowanymi rękami i kompletnie bezradna, ponieważ w żaden sposób nie była w stanie przerwać tego zachowania. A w naszym społeczeństwie to wielki wstyd mieć psa, który szczeka i nie cichnie na komendę.
Prowadząca szkolenie, zza kadru, poinstrowała ją, że ma podjeść do swojego pupila, kucnąć przy nim, pogłaskać go i powiedzieć, że jest dobrym psem. Szok przeżyła nie tylko dziewczyna na filmie, ale i ja. Bo jak to? Precież to jest chwalenie za zachowanie, które chcemy wygasić! Bez sensu!
Właścicielka szczekadełka chyba miała podobne zdanie, bo zrobiła, o co prosiła prowadząca, ale bez żadnego przekonania, żeby nie powiedzieć – z jawnym powątpiewaniem. I wtedy zadziała się magia 😉
Po trzecim głasku pies umilkł, a po czwartym spojrzał opiekunce w twarz, obracając się tyłem do czworonoga za ogrodzeniem. Wtedy opiekunka wstała i odeszła w głąb placu, a jej pies spokojnie potruchtał za nią.

Objawiła się potęga wsparcia.

Oczywiście, to wszystko nie miało nic współnego z magią 😉 Psiak po prostu bardzo obawiał się obcych czworonogów, więc robił co mógł, żeby wywalić intruza ze swojej przestrzeni. A ponieważ psy za swoją przestrzeń uważają dużo większy obszar niż ludzie, pojawił się konflikt i niezrozumienie. Kiedy do szczekacza podeszła jego opiekunka i dotykiem i głosem przekazała, że wszystko jest okej, strach psa opadł, a on był w stanie nie tylko przemysleć sytuację („hej, ten pies tam, ma na mnie wylane”), ale również zrezygnować z zachowania („bez sensu, żebym na niego japał. W końcu on tam cały czas stoi, a ja ciągle żyję.”). 

A teraz, gdzie problem?

Ano w ludziach, jak zawsze 😉 

Niesieni falą nowej mody, jaką jest dawanie psu wsparcia, oczywiście przegieliśmy w drugą stronę. Zapomnieliśmy, że już 8 tygodniowe szczeniaki potrafią zdyscyplinować i zatrzymać grzdyla, który robi głupoty i swoją słabą strategią radzenia sobie, ściąga im na głowę kłopoty. Mało kto wie, że grupa rodzinna psów ma bardzo jasny podział zadań. Są psy, które odpowiadają za wczesne ostrzeganie, są takie, które wychodzą do interakcji, w celu rozpoznania zagrożenia (o którym ostrzegły te pierwsze), są też mózgi całej operacji, które stoją z tyłu, oglądają co się dzieje i komenderują, co dalej. Takie „mózgi” zwykle mają dwa lub trzy „karki” na swoich usługach. Ich zadaniem jest realizowanie zadań wyznaczonych przez „głownego stratega” (i oczywiście chronienie go).  Te role kształtują się już we wczesnym szczenięctwie.
Innymi słowy, wcale nie jest tak, że każdy pies jest tak samo predysponowany do tego, żeby tworzyć adekwatne plany poradzenia sobie z sytuacją trudną. Niektóre psy mają po prostu bardzo kiepskie pomysły i wtedy do akcji wkraczają „karki” wysłane przez „mózg”. Ponieważ nasze psy nie żyją w naturalnych warunkach, w grupie rodzinnej, to to my musimy być mózgiem i karkiem w jednym.

Kiedy trzeba, powinniśmy udzielić wsparcia, ale kiedy widzimy, że nasz pies wpadł na wybitnie idiotyczny pomysł, to naszą odpowiedzialnością jest go powstrzymać.
Posłużę się tu przykładem. Jeśli idziemy na spacer z naszym 4 kg yorkiem, a nasze małe szczęście wpadnie na pomysł szarży na nadchodzącego z przeciwka owczarka niemieckiego, to dobrze by było, żebyśmy wykazali się lepszą zdolnością przewidywania i powstrzymali naszego pupila od samobójstwa 😉  

Jak zawsze, musimy przede wszystkim myśleć i rozpoznawać potrzeby naszego psa. Nie zawsze dajemy wsparcie, a kiedy już się za to zabieramy, nie zawsze robimy to tak samo.

Na przykład, kiedy nasz pies boi się burzy i jego strategią radzenia sobie, jest wciśnięcie się pod wannę, to fajnym pomysłem, jest klapnięcie sobie gdzieś w pobliżu i po prostu spokojne bycie z nim. Niefajny pomysł, to próba wytargania go za obrożę spod tej wanny, wciśnięcia sobie na kolana i intensywnego czochrania po głowie, bo przecież „muszę wspierać”. 

Kluczem do udzielania adekwatnej pomocy, jest zrozumienie swojego psa. Jako odpowiedzialni opiekunowie, powinniśmy cały czas słuchać sugestii i komunikatow naszego pupila (w końcu to on lepiej wie, co aktualnie przeżywa), ale nie możemy zapominać, że w tym duecie od ostatecznej decyzji jesteśmy my.