Historia ze spaceru, pewnie dość typowa i nie jednemu pisarzowi się już coś takiego przytrafiło.
Wchodzę do parku i z daleka widzę grupę czterech psów, które się bawią między sobą. Nie zamierzam im iść na spotkanie, więc skręcam w boczną ścieżkę. Ale niestety, dwa z nich zdążyły mnie zauważyć. Podbiegają do nas i oczywiście nic sobie nie robią z wołania właścicieli. Zaczynają się z Oryxem obwąchiwać. Jeden wącha go z jednej strony, drugi z drugiej. Oryx cały spięty, ewidentnie mu się to nie podoba, ale nie ma gdzie odejść, bo psy zagradzają mu drogę. Na szczęście jeden w końcu usłyszał swojego właściciela, CHWAŁA! Oryx niemal oddycha z ulgą i idziemy dalej.
Ale nie pisałabym tego, gdyby na tym historia się skończyła. Obeszłam park dookoła i znowu one. Tym razem podbiegają wszystkie cztery. W mojej głowie już same czarne myśli, serce mam w gardle, ale myślę “dobra, zachowaj spokój, jakoś to między sobą załatwią”. I prawie się udało…
Oryx chciał wszystkim kolegom pokazać, że nie ma ochoty na interakcję i zaczął uciekać. Uciekał po kole, coraz większym. Tak dużym, że 7 metrów linki to było za mało. Ale co widzieli właściciele tamtej czwórki? Świetnie bawiące się psy. Nikt nie zwracał uwagi na mowę ciała Oryxa. Z moich próśb i gróźb też sobie nic nie robili, “co też Pani chce, przecież się bawią”. Więc zwyczajnie postanowiłam sobie pójść. Ale tu też zaskoczenia nie będzie – jeden pies pobiegł za nami. I nie powiem, przez chwilę nawet Oryx się rozluźnił i chciał pobawić, ale kolega okazał się zbyt nachalny i na nowo zaczęła się ucieczka. Właściciel? No coś tam woła, ale bez większego skutku. Zdążyłam przejść pół parku z dwoma psami u boku, a właściciel nadal tylko stał i wołał…
Dlaczego to wszystko opowiadam?
Żeby zwrócić Waszą uwagę na to, że nie zawsze coś, co w pierwszej chwili wygląda na zabawę, faktycznie nią jest. Nie możemy patrzeć tylko na to, że żaden pies nie warknął, ani się nie rzucił, więc na pewno wszystko jest w porządku. Mowa ciała psa jest o wiele obszerniejsza i trzeba patrzeć na całego czworonoga, aby zrozumieć, co chce nam przekazać.
Sygnały
Więc co mój pies próbował powiedzieć? Przede wszystkim coś, co chyba każdy, kto miał choć trochę styczności z psami rozpozna – przy powitaniu 4 na 1 mój pies miał podkulony ogon, wręcz cały się kulił, uszy w tył, spięte ciało. 100% dyskomfortu.
Druga rzecz — ucieczka. Nie, to nie była zabawa w ganianego. To była próba ucieknięcia od napastników, której żaden z nich nie chciał rozumieć. Owszem, gdyby ciało mojego Oryxa było rozluźnione, ogon w górze, luźny pysk – tak, to może być zabawa. Ale nie w sytuacji, gdy cała reszta ciała mówi o niesamowitym stresie.
I ostatnie, najsubtelniejsze – mój pies zrobił wyżej wspomniane “kółeczko ucieczki” i stanął za mną. Doskonale dał mi znak “matka, weź mnie stąd”. Dlatego odeszłam, jednak to nic nie dawało, bo psy szły za nami. I nie jest to rzadkie, że pies podbiega do właściciela; czasem na niego tylko patrzy, czasem na niego wpada w oczekiwaniu na pomoc. A co zazwyczaj myśli właściciel? “Haha, idź się bawić”. Tylko ten pies nie idzie się bawić. On idzie prawie że walczyć o przetrwanie ;P
Dlatego pamiętajcie, aby patrzeć na psa całościowo. Obserwować go i uczyć się w jaki sposób Wam mówi, że czuje się niekomfortowo, że potrzebuje Waszej pomocy. Bo nie wszystko, co wygląda na zabawę, faktycznie nią będzie.
Ale żeby nie było, że wszyscy Ci psiarze tacy źli 😀 W drugiej części spaceru znów chciał do nas podbiec psiak. Ale ten zareagował na wołanie właścicielki i do niej wrócił. I tego Wam wszystkim życzę – aby psy wracały na wasze wołanie!