Jak mówić do psa? Tak, żeby zrozumiał czego od niego oczekujemy. Dziękuję, koniec :D.
A całkiem serio, nie wiem czy wiecie jak ogromnie dużo psich problemów zaczyna się na naszym gadaniu i zupełnym niezrozumieniu tego co chcemy psu przekazać. Zacznę od wymienienia kilku tych problemów, które swój początek biorą często z niewłaściwego gadania :).
- nadprzywiązanie do przewodnika
- głuchnięcie na spacerach
- tracenie skupienia w posłuszeństwie
- problemy z nadmiernym pobudzeniem i brak umiejętności odpoczywania
- brak reakcji na imię
Wymieniać bym mogła dużo, bo nasze mówienie do psa jest elementem komunikacji, a na niewłaściwej komunikacji z psem poległo już wielu przewodników. No i nieczytelna komunikacja jest przeszkodą w wypracowaniu każdego absolutnie problemu, zatem każde zachowanie trudne jest jakoś związane z tym, jak mówimy do psa. Jeśli chcielibyście się dowiedzieć co powoduje, że psy nas nie słuchają, to więcej znajdziecie tu: https://www.passionblog.com.pl/dlaczego-pies-nie-chce-mnie-sluchac/
A teraz skupmy się na tym jak i po co rozmawiać z psem.
Najpierw warto się zastanowić kiedy mówimy do psa – w jakich sytuacjach. Czy tylko coś tam gadamy, żeby sobie pogadać? Czy chcemy czegoś konkretnego? Jak komunikujemy różnicę między wyrażeniem oczekiwań (np przywołując psa, chcąc, aby coś zostawił, prosząc o uwagę), a gadaniem “towarzyszącym”, które zaspokaja jednak przede wszystkim naszą potrzebę kontaktu? Osobiście jestem absolutną gadułą i naprawdę często gadam do moich futer, czasem również dubbingując ich komunikację, jeśli wchodzą w interakcję z kimś innym, lub ze sobą nawzajem :D. Ale trzymam się pewnych jasnych reguł.
Gadanie towarzyszące.
To np rzucenie do Hakera “dobra, dobra, rozumiem, że jesteś głodny, zaraz dostaniesz”, kiedy wracam do domu w porze kolacji, a on robi bączka przy drzwiach ze spiżarki i czasem szczeknie ponaglająco. I to gadanie jest reakcją na jego pobudzenie, ale znaczy dokładnie nic. Nie wymagam od niego, żeby po usłyszeniu go, pobiegł do klatki i czekał na posiłek, nie oczekuję, że obniży swój poziom pobudzenia, zatem nie frustruję się, że nic takiego się nie wydarzyło. Podobnie rzucone naszym najzwyklejszym głosem, do zawąchanego na spacerze psa “o rany, jaki ważny ten zapach! Co Ty tam zwąchałeś?” nie będzie niczym niewłaściwym, jeśli nie zaczniemy przy okazji napinać linki, czy wisieć nad psem.
Gadanie towarzyszące – czy też rozmowa z psem, to taka forma small talku. Bez kryteriów, bez oczekiwania konkretnej reakcji, często bez dodatkowych komunikatów poza werbalnych. I na taką rozmowę pozwalam sobie tylko kiedy mam pewność, że to moje gadanie, nie przeszkodzi im w odpoczynku, nie przerwie snu, nie pobudzi i nie wprowadzi frustracji. Ten rodzaj rozmowy jest bardziej dla zaspokojenia moich potrzeb, ale z troską o to, by w żadnym razie nie odbyło się to z naruszeniem ich granic i potrzeb. No i zdecydowanie nie jest tak, że gadamy do psów non stop. Bo ostatecznie chcemy być przecież fajnym przewodnikiem, kompanem wspólnych wypadów i wędrówek i źródłem fantastycznego miziania, a nie wiecznie bzyczącą, irytującą muchą.
Komendy.
Muszą być wyraźne, skierowane do psa, który jest w stanie je usłyszeć – więc do psa uważnego na nas, a w ich egzekwowaniu musimy być konsekwentni. Wydając je, oczekujemy konkretnej, wyuczonej reakcji psa.
Ja na przykład zwykle, w reakcji na pobudzenie Hakera, który komunikuje, że jest mega głodny i właściwie to nie pamięta, kiedy ostatni raz czuł takie ssanie w brzuszku i w ogóle to żąda podwójnej porcji jedzonka, po pogadaniu sobie pod nosem “dobra, kumam, żeś pół dnia głodował, już idę”, przeobrażam się niejako w postawie i sposobie narracji, kierując już bezpośrednio do niego komendę “idź do siebie” co znaczy dokładnie – leć do klatki i poczekaj spokojnie, zaraz dostaniesz. Natomiast gdybym nie wprowadziła tego hasła treningowo, to dzisiaj nie mogłabym oczekiwać reakcji na nie. Zatem komendy musimy nauczyć i pilnować się kryteriów jej wydawania – warto być spójnym w komunikacji gestem, głosem i ciałem, żeby nie wprowadzać szumów w komunikacji.
Mówienie do psa.
Pomiędzy gadaniem towarzyszącym, a komendami, wyróżniam jeszcze mówienie do psa. Dla mnie to werbalne uzupełnienie komunikacji pozawerbalnej. Przykładowo – widzę, że psiak się czymś nieco niepokoi i stresuje – np w poczekalni u weterynarza. Kucając obok, oferując relaksacyjny dotyk, mówię jednocześnie cicho i spokojnie “heeeej, wszystko jest okeeej, nic się nie dzieje”. Albo puszczając psy luzem na łąkach, zmieniając kierunek marszu, krzyknę w ich stronę “Tu idziemy!” – to nie jest komenda przywołująca. Moje psy i tak by się obejrzały po chwili i stwierdziwszy, że zmieniłam kierunek, pobiegłyby za mną. Ja po prostu ich uprzedzam o zmianie generalnego kierunku spaceru :). To mówienie do psa, może też być zapewnieniem psa, że rozumiem, co do mnie mówi. Czyli jeśli np mam psa, który bardzo nie lubi czyszczenia uszu, a te uszy właśnie bardzo wymagają ogarnięcia, to w reakcji na psie niezadowolenie i warknięcie, mogę komunikacyjnie przyjąć to niezadowolenie, na chwilę się zatrzymać, powiedzieć “hej, rozumiem, że tego nie lubisz, ale niestety muszę to zrobić”, a następnie wydać komendę do treningu medycznego (w tym przypadku u mnie to “daj uszko”) i wrócić do pielęgnacji. Podsumowując – to “mówienie do psa” to komunikaty werbalne, które wydaję przy jednoczesnej bardzo czytelnej i jasnej komunikacji pozawerbalnej. Często nie są koniecznie potrzebne, bo psom do zrozumienia wystarczyłoby to co robię. Ale ponieważ ludzie zwykle naturalnie do siebie gadają, takie uzupełnienie komunikatu niewerbalnego jakimś zdaniem czy słowem, może być pomocne dla nas, w byciu bardziej naturalnym w kontakcie z psami.
Podsumowując.
Zwracając się do psa, mówimy zawsze po coś. To “coś” możemy wyegzekwować komendą, albo zakomunikować znacznie wyraźniej niż słowami, przy pomocy komunikacji pozawerbalnej. Mówiąc do psa jesteśmy spójni we wszystkich komunikatach, które wysyłamy i konsekwentni w stawianiu oczekiwań.
Jeśli jesteśmy gadułami, które muszą sobie pomarudzić do psa, to pewnie, że możemy opowiedzieć zwierzakowi, w trakcie miziania, jak strasznie wkurzył nas szef w pracy, albo pomarudzić na inflację i cenę czereśni :D. Ale pilnujemy, żeby nasze gadulstwo nie przeszkadzało psu w realizacji jego potrzeb, nie wprowadzało w nadmierne pobudzenie i nie wkurzało pupila :).