O dobroczynnym wpływie kontaktów społecznych na rozwój i terapię zachowania psów, powiedziano już wiele. Ale zazwyczaj ruszamy ten temat ze strony psa, który się uczy, rozwija i nabywa kompetencji. Mówimy o obniżeniu frustracji, zaspokojeniu potrzeb, redukcji stresu i tak dalej. Ja chciałabym ruszyć ten temat od strony psów, które uczą.

Bo mam wrażenie, że trochę o nich zapominamy. Czy faktycznie tak jest?

Kim jest psi profesor?

Ogólnie rzecz ujmując, profesorem nazywamy psa, który opanował doskonale pewne umiejętności. W zależności od nurtu, te premiowane “skille” będą się różniły: profesorem możemy nazwać psa, który świetnie potrafi pracować w towarzystwie innych psów, jest super-posłuszny, do głębi poznał tajniki wykonywanej pracy (np. tropienia, czy pasienia zwierząt), albo jest super-kompetentny społecznie i ma duże doświadczenie w regulowaniu kontaktów między-gatunkowych.

To, co jest cechą wspólną, to założenie, że dany pies robi coś idealnie, oraz to, że ta idealność może czegoś nauczyć innego czworonoga.

Czy psy chcą uczyć innych?

No i tutaj pierwszy raz wchodzimy w pole kontrowersji! Bo opinie specjalistów bywają skrajnie różne.

Część ekspertów wyróżnia wśród ogólnej populacji psów, osobniki, które mają mieć wewnętrzną potrzebę nauczania czy wspierania innych. Inni z kolei twierdzą, że jedynym zadaniem psa profesora w terapii zachowania, jest bycie elementem rozpraszającym w środowisku. Reszta ustawia się na kontinuum gdzieś pomiędzy tymi stanowiskami.

Powszechnej linii orzecznictwa więc brak.

psi-profesorowie-passionblog-for-dogs-2

Poszukując złotego środka…

Mój stosunek do tematu oscyluje gdzieś w centrum. Nie do końca przekonuje mnie pomysł przypisywania psom roli wewnętrznie zmotywowanego nauczyciela, który chce z poświęceniem pracować ku chwalebnej idei. Z drugiej zaś strony, jako przewodniczka stada psów, codziennie doświadczam tego, ile psy potrafią i chcą przekazywać swoim pobratymcom.

Myślę więc, że rozsądnie byłoby przyjąć założenie, że psy są zdolne do regulowania i świadomego budowania kompetencji u innych psów i często radzą sobie doskonale bez udziału ludzi. Za wątpliwe uznałabym jednak założenie, że ta nauka ma jakieś szczególnie altruistyczne podłoże.

Fakt jest taki, że presja środowiskowa premiuje osobniki zrównoważone. Kiedy więc w grupie zwierząt, które swoje przetrwanie postawiły na społeczną kartę, pojawia się ktoś, kto zachowuje się “dziwacznie” lub “nieadekwatnie”, to ryzyko ponosi cała ekipa. Dlatego psy półdzikie czy też uliczne, mimo ewentualnej płochliwości, zazwyczaj mają bardzo “spokojne” i “chłodne” głowy, a w składzie takich rodzin rzadko spotykamy psiaki nerwowe, konfliktowe, czy nadpobudliwe.

Innym faktem powszechnie znanym jest taki, że generalnie nikt nie przepada za byciem zaczepianym, straszonym, czy szturchanym – i jakkolwiek może to irytować, oraz skłaniać do postawienia oporu, to z rzadka wywołuje to chęć zamordowania tego kogoś. Przynajmniej dopóki istnieje jakiś wybór.

Te dwa proste założenia mogą więc doprowadzić nas do wniosku, że te psy, które z takim zaangażowaniem wyjaśniają granice innym, w zasadzie mogą wcale nie myśleć o wewnętrznych przeżyciach interlokutora. Jest spora szansa na to, że w gruncie rzeczy zabezpieczają swoje interesy. Czy to wyciszając i regulując nerwowego osobnika, czy to rozładowując potencjalny konflikt w grupie, czy też w końcu – zabezpieczając swoją przestrzeń osobistą.

No i jaka jest różnica?

Cóż, jeśli zakładamy, że pies profesor robi coś z poczucia misji, to naturalnie zakładamy też dwie inne rzeczy. Po pierwsze: że odczuwa jakąś przyjemność, czy też choćby satysfakcję z procesu wychowywania innych. Po drugie: że możemy na tego psa przełożyć część (albo co gorsza całość) odpowiedzialności za proces.

Jeśli z kolei założymy, że “ogarnięcie” nerwowego kolegi jest dla naszego profesora koniecznością niezbędną do zabezpieczenia swojego przetrwania, czy komfortu, możemy łatwo wysnuć wniosek, że jest to coś, co na dłuższą metę drenuje siły i zasoby naszego podopiecznego. A jeśli wywołuje jakąś satysfakcję czy przyjemność – to raczej tę płynącą z ulgi związanej z uniknięciem jakichś nieprzyjemności.

I nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że wykluczam kontakty społeczne z arsenału dostępnych technik. To raczej tak, że chciałabym podkreślić, że to PRACA – praca, o którą my prosimy naszego psa, oraz my ponosimy odpowiedzialność za zabezpieczenie interesów naszego profesora.

psi-profesorowie-passionblog-for-dogs-2

Etyczne aspekty pracy z psimi profesorami.

Myślę, że rozpoczynając rozmowę o tzw. terapii stadem czy też użyciu psich profesorów w terapii zachowania, powinniśmy wychodzić od punktu właśnie tego psa, który będzie nauczał.

Zaadresujmy więc tego słonia w pokoju: absolutnie konieczne jest zabezpieczenie WSZYSTKICH potrzeb takiego psa. Nie tylko tych związanych z fizjologią i nawet nie tylko tych, związanych z nabyciem pewnych niezbędnych kompetencji i pewności siebie w ich użyciu. To dość oczywiste, bo pies któremu ich nie zabezpieczymy w ogóle takim profesorem nie zostanie.

Równie ważne jest zaspokojenie potrzeby kontaktów społecznych z psami uprzejmymi, o wysokich kompetencjach, oraz po prostu zbudowanie bezpiecznej, stabilnej relacji z przewodnikiem. Jednym z elementów takiej więzi musi być poczucie bezpieczeństwa (płynące z doświadczenia adekwatnego wsparcia, pomocy, a kiedy trzeba również ochrony ze strony człowieka), responsywna komunikacja (zarówno związana z rozpoznawaniem sygnałów psa, jak i sensownym nadawaniem komunikatów do podopiecznego) oraz możliwość zrezygnowania z pracy, czy odejścia z trudnego środowiska (to się rozumie samo przez się).

Inny aspektem, który musimy rozpatrzyć, a o którym często zapominamy, są po prostu możliwości naszego profesora.

Nie każdy pies jest w stanie pomóc każdemu psu, a czasem doświadczenie i kompetencje to trochę za mało.

Bywają bowiem psy, które ze względu na wewnętrzne cechy nie potrafią lub nie chcą pracować z konkretnym typem psów, lub w konkretny sposób. Żeby nie być gołosłowną, dam przykład z własnego podwórka!

Moja Żenia jest suką półdziką, bardzo doświadczoną i kompetentną, ale… delikatną. Chętnie współpracuje z psami lękowymi, czy wycofanymi, ale psy bardzo nachalne, czy przesuwające inne, sprawiają jej kłopot.

Nanga z kolei, jako pewna siebie “szefowa”, świetnie radzi sobie ze stawianiem granic, ale w dystansie. Zmaga się ona z problemami ortopedycznymi, więc niechętnie angażuje się interakcje bardzo dynamiczne, szybkie, gdzie ryzyko np. potrącenia jej, czy wskoczenia na nią jest stosunkowo wysokie.

Moją odpowiedzialnością jest więc takie organizowanie spacerów i dobieranie psów, żeby miało to ręce i nogi i nie przekraczało granic moich psiaków. I to mimo tego, że obie dziewczyny, zmuszone sytuacją (np. podbiegaczem) potrafią sobie świetnie poradzić nawet z tymi mało lubianymi “typami” interlokutorów. Niemniej, myślę że bardzo nie w porządku byłoby oczekiwać, że będą one znosić takie sytuacje, mimo że ewidentnie komunikują, że ich nie lubią, tylko dlatego, że przyparte do muru, udźwigną temat.

Niezwykle ważnym aspektem jest również obłożenie pracą. Faktycznie, w dzisiejszym świecie, gdzie praktycznie każdy ma psa, istnieje o wiele większy popyt niż podaż na psich profesorów. Ale nie oznacza to, że musimy pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje i w takim wymiarze jak potrzebuje. Jakkolwiek cynicznie by to nie zabrzmiało.

Zdarza się więc, że ktoś długimi miesiącami czeka na okazję do indywidualnego spaceru, z kimś z mojej ekipy. Zdarza się, że ktoś dostaje jeden czy dwa spacery w miesiącu, mimo tego, że ewidentnie potrzebowałby jeden czy dwa w TYGODNIU.

Tak bywa, bo mam ograniczoną liczbę psów, a te psy potrzebują miejsca i czasu na pobycie psami 😉

Osobiście przyjęłam zasadę, że moje psy mają nie więcej niż jeden spacer w tygodniu. Ale zdarza się, że któryś dostaje dłuższy urlop, jeśli widzę, że zaczyna mu się robić trudno. I nie ma tutaj miejsca na negocjacje, albo “wciskanie” kogoś w terminarz.

Święty Graal.

Rzeczywiście, kontakt z psem instruktorskim może naprawdę zrewolucjonizować życie innego czworonoga. Rzeczywiście, potęga modelowania, uczenia społecznego czy też nabierania nowych doświadczeń, może wydawać się prawie niezmierzona. I rzeczywiście, większość z naszych pupili cierpią na niedomiar przyjemnych, sensownych kontaktów, bo takich psich profesorów jest po prostu za mało do zapotrzebowania.

Ale koniecznie musimy pamiętać, że to bardzo prawdopodobne, że taką rzeczywistość widzimy my, ludzie. Nasze psy zaś mogą odbierać ją od zupełnie innej strony. Niezbędnym więc jest każdorazowe rozpatrzenie bilansu zysków i strat, nie tylko psa, który ma problem, ale również (albo i przede wszystkim!) psa, od którego chcemy, żeby ten problem rozwiązał.