Zwykle, po tym jak uda się nam przetrwać odchowanie pierwszego szczeniaka, psiarze dzielą się na dwa rodzaje. Rodzaj pierwszy zostaje przy życiu z psim jedynakiem, a rodzaj drugi wychodzi z założenia, że psy są jak kostki czekolady – jedna to za mało 😉
Oczywiście, to co jest lepszym wyborem jest indywidualne dla każdego z nas. A jak to wygląda z perspektywy psa/psów?
Psie potrzeby.
Zestaw potrzeb naszych pupili dzielimy z grubsza na dwie grupy: potrzeby elastyczne i nieelastyczne. Te pierwsze, to potrzeby, które pies może zaspokoić w “drugiej kolejności”, trochę na to poczekać lub w ogóle ich nie zaspokajać i jako-tako funkcjonować. Może nie w pełnym dobrostanie, ale dadzą radę bez tego przetrwać. W tej grupie znajdziemy takie aktywności jak: zabawa społeczna, kontakty gatunkowe, eksploracja i tak dalej.
Grupa druga to potrzeby, które pies zaspokajać bezwzględnie musi, żeby żyć. Ich deprywacja wywołuje natychmiast silną reakcję organizmu, uruchamia obwody przetrwania i generalnie psy nie są zbyt skłonne, żeby odwlekać ich zaspokajanie. Tutaj mamy więc np.: jedzenie, picie czy sen.
Zaspokajanie potrzeb naszych psów różni się między w zależności od tego, czy nasz pies jest jedynakiem, czy funkcjonujemy w domowym stadzie. W przypadku psich jedynaków właściwie nie występuje żadna konkurencja. Nie występuje też różnica w preferencjach, chyba że ta między psem a przewodnikiem. Mając więc jedynaka skupiamy się na konkretnym, celowanym realizowaniu potrzeb naszego psa: bawimy się w to, co lubi, chodzimy na spacery tam, gdzie lubi, często nawet karmimy w systemie, który mu pasuje.
W przypadku kilku psów w domu konieczne są pewne kompromisy. Spacery staramy się dostosowywać do potrzeb każdego z psów, co zwykle oznacza, że chodzimy tam, gdzie będzie się czuł dobrze najmłodszy/najbardziej “problemowy” z członków ekipy. Na zabawę z przewodnikiem czy ćwiczenia trzeba trochę odczekać, często jeszcze popracować nad własną frustracją, kiedy człowiek poświęca czas akurat innemu psu. System karmienia, czyli ilość czy częstotliwość posiłków, lub dostęp do miski, również stanowi wypadkową potrzeb każdego ze zwierząt.
To znaczy, że o ile jedynak musi dograć się tylko z ludźmi, o tyle stado musi się odnaleźć w relacji ze wszystkimi ludźmi w domu, oraz ze wszystkimi psami.
W zależności od tego ile psów jest w domu, rożni się również oczywiście czas, który możemy poświęcić na socjalizację z habituacją, szkolenie czy inny rodzaj wzbogacania środowiska. Oczywiście, można by powiedzieć: “ trzeba z każdym psem spędzać czas osobno!”. I w zasadzie racja. Ale musicie przyznać, że istnieje różnica między ilością godzin, które możemy w ciągu tygodnia poświęcić jednemu psa, a psom np. sześciu 😉
No dobra, to póki co wychodzi na to, że lepiej jest jedynakom, nie?
Potrzeby społeczne.
To, czego nie zastąpimy nigdy naszemu psu, to inny pies. Kontakty wewnątrzgatunkowe są jedną z potrzeb nieelastycznych, ale jednak potrzeb. Ich brak wywołuje frustrację, tak jak deprywacja każdej innej potrzeby. Oczywiście, w przypadku jedynaków, możemy temat ograć w sposób akceptowalny dla wszystkich: budując grupę dobrych, psich znajomych, spotykając się regularnie z dopasowanymi do temperamentu i kompetencji naszego psa, psami. System ten ma jednak ten haczyk, że to my decydujemy kiedy do tych kontaktów dojdzie – nie jest to wcale problem, przecież decydujemy w ten sam sposób o realizacji każdej innej potrzeby, skoro nasze psy są od nas zależne.
Ale! Żyjąc w stadzie psy doświadczają zupełnie innego rodzaju kontaktów społecznych. Po pierwsze, to co widzę w praktyce, to to, że psy żyjąc w zgranych, dobrze prowadzonych stadach, dużo swobodniej komunikują się, nawet z zupełnie nieznanymi psami, czy psami trudnymi. Często są też dużo bardziej neutralne i uprzejme. Szybko znajdziemy logiczne wytłumaczenie: jeśli możliwości realizacji jakiegoś zachowania jest pod dostatkiem, to kolejna okazja nie budzi już takich emocji. Jeśli zaś pies liczy się z tym, że jeśli nie teraz, to dopiero jutro/pojutrze/w przyszłym tygodniu, to po pierwsze, dążenie do realizacji zachowania jest silniejsze, a po drugie, samo wejście w zachowanie jest obarczone większą ekscytacją. W przypadku kontaktów społecznych, więcej ekscytacji i silniejsze dążenie, wcale nie jest tak pożądane jak mogłoby się wydawać 😉 Szczególnie jeśli zależy nam na spokojnym, uprzejmym podejściu i respektowaniu potrzeb swojego interlokutora.
Uczenie społeczne.
To, co otwiera nam zupełnie inny świat, kiedy prowadzimy stado, to również uczenie społeczne i modelowanie wśród psów. Naśladowanie i podążanie za komunikacją dorosłych i/lub bardziej doświadczonych osobników jest wśród psów najbardziej naturalnym sposobem kształtowania zachowań, zasad i norm. Mechanizmy te są też niezastąpione w trakcie wychowywania szczenięcia – szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pierwotnie (atawistycznie) szczenięta oczekują ochrony grupy rodzinnej dużo dłużej, niż mogłoby nam się mogło wydawać.
Oczywiście, wśród jedynaków też możemy te zjawiska wykorzystać! Ale tak jak w poprzednim akapicie: tych możliwości jest mniej, nie są dostępne cały czas, a kiedy już się pojawiają, są nieco ograniczone przez obciążenie emocjonalne.
Ale, ale! Żeby nie było, że wychowywanie szczenięcia czy prowadzenie terapii zachowania w stadzie to sam miód 😉 Żebyśmy mogli skutecznie wykorzystywać te “stadne” mechanizmy musimy pamiętać o kilku rzeczach:
- Stado musi być zgrane, współpracujące ze sobą, o zaspokojonych potrzebach indywidualnych.
- Stado musi mieć kompetencje, żeby wychowywać i uczyć.
- Stado musi wreszcie CHCIEĆ.
Celowo piszę tu o stadzie jako podmiocie zbiorczym. “Ogarnianie” nowego psa w grupie jest dla rezydentów trudną, wymagającą pracą – szczególnie jeśli psy nie mają jeszcze dużego doświadczenia czy to we współpracy ze sobą, czy to w ogólnym wychowaniu czy uczeniu. Nie wystarczy więc, że w grupie mamy jednego chętnego, doświadczonego psa – ten pies musi jeszcze mieć zmienników. A poza tym, jeśli pozostałe psy nie są chętne, to o ile nie zakładamy izolowania zwierząt (co wcale nie jest takim dobrym pomysłem, jak mogłoby się wydawać), to robi nam się w domu konflikt.
Niemniej, jeśli mamy takie możliwości i takie stado, to trochę wygraliśmy w pieskie życie 😉
Czy są psy, które muszą być jedynakami?
Są! Generalnie, zazwyczaj jest tak, że jeśli chcemy zbudować sobie w domu psią grupę społeczną, to największa impreza jest z wprowadzeniem pierwszego psa, do dotychczasowego jedynaka. Psiak, który dotychczas żył sobie jako centrum pieskiego świata w domu, często miewa kłopot ze zrozumieniem, że od teraz trzeba chodzić z kimś na kompromisy – i to nie przez godzinkę czy dwie spaceru, a przez CAŁY CZAS. Niemniej, jeśli empatycznie i responsywnie poprowadzimy nasze psy (zarówno rezydenta/-ów jak i nowego “nabytku”), to w większości przypadków ud nam się psy połączyć. Canis familiaris jest w końcu gatunkiem społecznym, więc niejako ma “wgrany” system operacyjny do życia w stadzie.
Jednak, będą psy, które z tego, czy innego powodu nie odnajdą się w grupie. Zazwyczaj są to psy po przejściach, po bardzo złych doświadczeniach, psy niebezpieczne dla innych psów, w przypadku których, wprowadzanie nowego domownika będzie zbyt dużym ryzykiem. Bywają jednak też psy, którym generalnie nigdy nie przytrafiło się nic bardzo traumatycznego, psy które wcale nie są nawet niebezpieczne – po prostu mają taką osobowość, że nie bardzo lubią inne psy, mają niskie potrzeby społeczne i po prostu nie chcą żyć w stadzie. I to też okej! Warto to jednak sprawdzić zanim podejmiemy decyzję o wprowadzeniu nowego psa, do takiego “odludka” 😉
Czy są psy, które muszą być w stadzie?
Też są! Ogólnie, co do zasady, łatwej jedynakowi wprowadzić drugiego psa, niż z psa “ze stada” zrobić jedynaka. Bywa tak, że jest taka konieczność życiowa z tego, czy innego powodu i możemy taki proces adaptacji ograć tak, żeby nie było to bardzo dolegliwe. Ale to nie znaczy, że jest to proste 😉
Są jednak też psy, które maja taki rodzaj osobowości, że brak stada w domu znoszą bardzo źle. Proces adaptacji do życia bez stada przebiega bardzo burzliwie, a odcięcie dostępu do mechanizmów grupowych, bardzo utrudnia prowadzenie takiego psa.
Co gorsza, o tego rodzaju psach wiemy wciąż w Polsce bardzo niewiele – i mówię tutaj zarówno o “szeregowych” psiarzach, jak i o behawiorystach czy trenerach, a nawet wolontariuszach, którzy prowadzą adopcje takich psów.
Tak, tak, ta ostatnia część powinna już Was naprowadzić na odpowiedź jakiż to jest specyficzny rodzaj (czy też rodzaje) psów.
Psy uliczne i psy półdzikie.
Ostatnio w Polsce pojawiają się psy z populacji, o których już trochę zapomnieliśmy. Albo nawet bardzo zapomnieliśmy, bo po prostu bardzo długo nie był ich u nas w ogóle, albo były, ale w bardzo niewielkiej ilości.
Psy półdzikie, które w naszym kraju pojawiały się cały czas, ale w dużo mniejszej liczbie niż w ciągu ostatnich lat, to psy, które żyją na obrzeżach osiedli ludzkich. Nie socjalizują się z ludźmi, chociaż oczywiście są od nas zależne – w polowaniach są umiarkowanie skuteczne (szczególnie w przypadku nowych, nielicznych populacji), więc korzystają przede wszystkim z tego, co znajdą i ukradną. Niemniej jednak, im bardziej doświadczona i stabilniejsza populacja, tym mniej ma wspólnego z ludźmi.
Psy uliczne, czyli psy, które urodziły się i socjalizowały bezpośrednio w miastach, w Polsce są pewną egzotyką. Od bardzo wielu lat nie mamy żadnej stabilnej populacji psów ulicznych, ponieważ zwierzęta wałęsające się są bardzo skutecznie odławiane. Jednak ostatnio, pojawiła się pewna tendencja “importowania” takich psów (głównie szczeniąt) z terenów, w których takie populacje występują i są stabilne od bardzo-bardzo wielu pokoleń.
Oba te “typy” psów różnią się od siebie, ale mają też wiele cech wspólnych. Obiecuję, że skoro jestem szczęśliwą przewodniczką zarówno psa półdzikiego jak i ulicznego (oraz aktualnie prowadzę kilka psów półdzikich i ulicznych) popełnię post, rozwijający temat. Ale póki co, chcę żebyście zapamiętali, że bez względu na to, czy macie pieska z lasu, czy z ulicy w jakimś turystycznym regionie świata – te psy MUSZĄ trafiać do stada 😉