Co zrobić żeby… – ta fraza nierozerwalnie łączy się z prawie każdą prowadzoną przez nas konsultacją. A za nią pojawia się druga część pytania, definiująca problem. Czyli na przykład:
- Co zrobić, żeby pies przestał ciągnąć na smyczy?
- Co zrobić, żeby pies nie gryzł i nie atakował?
- Co zrobić, żeby pies nie wyrywał się do innych psów?
- Co zrobić, żeby mój pies nie jadł z ziemi?
Takich pytań mogłabym znaleźć jeszcze dziesiątki, nie zastanawiając się zbyt długo. Problemy z zachowaniem naszych psów towarzyszą nam od kiedy mamy psy i będą nam w większej czy mniejszej skali towarzyszyć już zawsze. I przyczyna tego stanu rzeczy jest bardzo prosta – żyjemy na co dzień z przedstawicielami zupełnie innego gatunku, o absolutnie innej fizjonomii, z całkowicie odmiennym od naszego etogramem, zupełnie inną niz nasza komunikacją. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, to jakiś problem kiedyś i tak się pojawi.
Ale wróćmy do tych konkretów, które spędzają sen z powiek przewodników „niegrzecznych psów”.
Zwróćcie uwagę, że każde z tych pytań, jest zadane w bardzo konkretny sposób i najczęściej oczekuje jednej konkretnej odpowiedzi. I w 9/10 przypadków odpowiedź na dowolne z takich pytań zaczyna się od… To zależy!
Droga wolna i szybka
Wiele psich problemów można rozwiązać dwiema drogami – szybką, zmieniającą jedynie zachowanie problemowe (i często z tego powodu nieskuteczną w dłuższej perspektywie) i wolniejszą, która żeby zmienić konkretne zachowanie, najpierw dociera do jego przyczyny i to na tę przyczynę odpowiada, wygaszając w konsekwencji zachowanie problemowe.
Taka szybka droga, którą zapewne kojarzy większość z nas, to tzw metoda „drzewka” na problem z ciągnięciem na smyczy. Opisując ją w dwóch zdaniach – kiedy pies zaczyna ciągnąć, przewodnik zawsze powinien się zatrzymać w miejscu i stać tak długo, aż pies nie przestanie napinać smyczy, co ma przekazać psu informację: „kiedy ciągniesz, to nie idziemy”, co z kolei ma doprowadzić do wstrzymania ciągnięcia na smyczy. Nie widziałam jeszcze psa u którego by to skutecznie zadziałało… Natomiast długa droga może wyglądać np. tak, że najpierw oferujemy psu eksploracyjne i długie spacery na 10 metrowej lince w nowych dla niego miejscach, a w treningach i w trakcie zabaw budujemy dobrą relację z przewodnikiem, ucząc jednocześnie psa chodzenia na smyczy w komendzie „równaj”, jak i „cywilnie” na luźnej smyczy. To trwa. Ale działa bez porównania lepiej, niż zatrzymywanie się, zmiana kierunku, czy szarpanie się z psem na smyczy.
To przyczyna problemu jest ważna!
O przyczynach problemów mogłabym długo, ostatnio z resztą napisałam post skupiony właśnie na nich i dość mocno związany z dzisiejszym tematem, o tu: https://www.passionblog.com.pl/dlaczego-pies-nie-chce-mnie-sluchac/
I jakoś w temacie zdrowia całkiem nieźle już zdajemy sobie z tego sprawę. Jeśli złamiemy nogę i bardzo nas boli, to nie kończymy „leczenia” na połknięciu środka przeciwbólowego. Z problemami naszych psów jest podobnie. Definiowanie przyczyny zachowania czasem w trakcie konsultacji zajmuje nam minutę (bo część z nich widać zanim jeszcze z ust przewodnika padnie „co zrobić, żeby…”), czasem 15 minut, bo trzeba się przekopać przez masę pytań dotyczących Waszego życia z psem, a czasem jest tak, że przyczynę jednego z trudnych zachowań, odkrywamy dopiero w trakcie szkolenia, kiedy już uda nam się ten jeden, wielki, psi chaos, podzielić na mniejsze i łatwiejsze do ogarnięcia kupki chaosików. W każdym razie – za większością zachowań problemowych, stoi jakaś niezaspokojona, lub niewłaściwie zaspokojona potrzeba, lub kilka potrzeb.
Bez dotarcia do nich i rozpoczęcia pracy nad właściwym ich zaspokojeniem, przy pracy z samym zachowaniem trudnym, albo nie osiągniemy żadnych efektów, albo będą one mizerne i na chwilę. A w najlepszym razie, w miejsce rozwiązanego powierzchownie problemu, bardzo szybko pojawi się kolejny, czasem znacznie trudniejszy. Dlatego właśnie często na pytanie “co zrobić, żeby mój pies…” otrzymujecie tak bardzo wielowątkową odpowiedź, zahaczającą o Wasze codzienne, pozornie niezwiązane z problemem, rytuały, o miejsce snu, rodzaj, częstotliwość i sposób wydawania posiłków. Żeby pomóc skutecznie, zwyczajnie nie da się inaczej.
Nie zawsze się da
Napisanie tego zdania wymaga ode mnie niemałej odwagi w erze coachingu i popularnego “sky is the limit”… Ale znam takie psy, którym w warunkach, jakie możemy im zaproponować, po prostu nie da się pomóc. I już tłumaczę co mam na myśli. Znakomitą większość psów jesteśmy w stanie nauczyć przeróżnych poleceń. Ale nie rozwiążemy szkoleniowo absolutnie każdego problemu emocjonalnego psa. Bo np nadwrażliwość sensoryczna jest warunkowana genetycznie, a to z niej bierze się np paniczny strach przed burzą, czy wystrzałami. I możemy stanąć na rzęsach w treningu, próbując odwrażliwić psa na dźwięki, a efektów w postaci zmniejszenia lęku się nie doczekamy. Podobnie wygląda sytuacja z reaktywnymi psami, żyjącymi w miejskiej przestrzeni. Możemy treningowo nauczyć te psy nowych strategii radzenia sobie, poprawiać ich reakcje, budować rytuały, dające jakieś poczucie stabilności, ale te psy w centrum miasta mogą nigdy nie poczuć się dobrze i bezpiecznie, a co za tym idzie, w takich warunkach nie ustąpią niektóre z ich zachowań problemowych. A niestety, nie każdy przewodnik reaktywnego psa będzie miał możliwość wyprowadzić się na koniec świata i odciąć zupełnie od bodźców.
Praca, praca i jeszcze raz praca…
Mówimy o motywacji psa do treningu, ale absolutnie najważniejszym komponentem w rozwiązaniu psiego problemu jest… Przewodnik :). To nam musi się chcieć, to my musimy znaleźć czas, to my musimy być konsekwentni i systematyczni. To trochę jak z aktywnością fizyczną. Nawet najlepszy trening z wybitnym specjalistą nic nie da, jeśli będziemy na niego chodzić raz w tygodniu przez miesiąc, albo dwa i będzie to nasz jedyny wysiłek. Za efekty szkoleniowe psów, w większości odpowiadają właśnie przewodnicy – naszą instruktorską rolą jest dać Wam narzędzia, pokazać jak z nich dobrze korzystać, poprawić technikę, pilnować rozwoju, monitorować pracę i w razie potrzeby zmieniać lub dodawać cele szkoleniowe. Ale żadna z instruktorek, żaden trener, nie ma takiej mocy, żeby rozwiązać problem psa nie żyjąc z nim na co dzień, bez wsparcia zaangażowanego w pracę przewodnika.