Miejska dwumetrowa, trzymetrowa przepinana, automatyczna, w kwiatki, czaszki, ze skóry, z materiału, liny… i długo mogłabym wymieniać. Generalnie jak pies, to wiadomo, że smycz. Rynek jest tak ogromnie wysycony smyczami wszelkich rodzajów, wzorów i kolorów, że chcąc coś kupić, możemy po godzinie siedzenia w internecie spokojnie iść otworzyć paczkę ciastków, bo szukać tej jednej jedynej, możemy jeszcze ze 4 godziny.
Ale… jeśli już ktoś przychodzi i pyta nas „jaka smycz będzie najlepsza?” to ja mam zawsze jedną odpowiedź: minimum 10 metrowa linka. I to jest moment, w którym zazwyczaj występuje konsternacja, zdziwienie czy szok.
„Ale po co 10 metrów?!”
Podstawową potrzebą Twojego psa na spacerze, poza załatwieniem potrzeb fizjologicznych, jest eksploracja. Czyli swobodne zwiedzanie przestrzeni, głównie pozostając w świecie zapachów.
Mówiąc obrazowo, obowiązkowym elementem dobrego spaceru, powinno być swobodne węszenie, wyszukiwanie tropów, zbieranie zapachów innych psów, oznaczanie. Na 2 czy 3 metrach raczej trudno swobodnie eksplorować nie podciągając, czy nie napinając smyczy. I szybko spacer zamienia się w walkę między psem a przewodnikiem, o każdy centymetr przestrzeni, o dojście do każdego zapachu. Z mojego doświadczenia, psy które od małego mogą swobodnie eksplorować teren, dużo lepiej chodzą na smyczach w warunkach miejskich. Bo po prostu nie nauczyły się ciągnąć, nie musiały tego robić.
Komunikacja!
Prowadząc zajęcia w asyście swojego psa, czy po prostu będąc z nim na spacerach, słyszę czasem komplementy pod jego adresem – że grzeczny, że nie ciągnie, że nie startuje do psów, że idzie tam, gdzie ja chcę. Prawie zawsze mamy wtedy ze sobą naszą ulubioną linkę z biothanu :).
Więcej! W trakcie konsultacji słyszę, że psiak ma problem na spacerach z innymi psami/ ludźmi/ rowerzystami/ wstaw cokolwiek. Na zajęciach przepinamy psa z 2 metrowej smyczy na 10 metrową linkę, z którą zaczynam pracować we właściwy sposób i… dzieją się cuda. Pies który ZAWSZE ciągnął do innego psa, który ZAWSZE miał problem z mężczyznami, który ZAWSZE startował do rowerów, piłek, biegających dzieci / wstaw cokolwiek, zaczyna po 10 minutach pracy komunikacyjnej na lince, sam rezygnować z takiego kontaktu. Oczywiście, to nie dzieje się po prostu dlatego, że pies nagle ma 10 dostępnych metrów przestrzeni. Ale bez tych 10 metrów, taka nauka rezygnacji, odpuszczania, byłaby po prostu niemożliwa.
„To niech biega luzem!”
Eeeeh. Pomijając już wywody, że w przypadku bardzo wielu psów takie zachowanie jest najzwyczajniej w świecie bardzo nieodpowiedzialne, bo zagraża bezpieczeństwu ludzi, innych psów, czy samemu naszemu czworonogowi, to nie wszędzie pies może biegać luzem. W lesie np. zawsze powinniśmy mieć psa na smyczy. Bo nawet najlepiej na świecie zrobione przywołanie może zawieść, jeśli nasz pies będzie 20 metrów od nas, a na 2 metry przed jego nosem wyskoczy sarna czy zając. I szukaj wiatru w polu… Ponadto wspomniana wyżej praca komunikacyjna polega m.in. na tym, że blokujemy zachowania niepożądane, a umożliwiamy i wzmacniamy te, których oczekujemy od psa na co dzień. Zrobić to bez linki jest znacznie trudniej.
Praca z presją.
Pracujesz z psem? Uprawiasz jakiś sport? A może po prostu uczycie się posłuszeństwa czy sztuczek dla zabawy? Każda z tych aktywności, zawiera elementy pracy pod jakąś presją. Każda uwalnia stres. Odpowiedni poziom stresu jest dobry, mobilizuje do pracy, pozwala psu skutecznie się uczyć i rozwijać. Ale ciągła presja powoduje, że poziom stresu rośnie. Dlatego tak ważne jest, żeby z psami pracować w interwałach i zapewniać możliwość odpowiedniego wyładowania, zrelaksowania i uspokojenia. I w ten sposób wracamy do cudownej eksploracji. W trakcie samego treningu, oczywiście linka jest nieoceniona. Ale w przerwach w treningu, jest zwyczajnie niezbędna. Pies może odejść kawałek dalej od przewodnika, z którym przed chwilą intensywnie pracował, położyć się w oddaleniu, jeżeli ma na to ochotę, a przewodnik zachowuje 100% kontroli nad psem.
„To się plącze, ja nie umiem i bez sensu”
Każdy przechodził przez ten etap. 2-3 pierwsze tygodnie pracy z linką, to tragedia. Linka się supła, my jesteśmy zaplątani, pies jest zaplątany, mamy ochotę rzucić tym w cholerę. Później, jak już nauczymy się dobrej pracy z linką, to nasze emocje względem tego narzędzia zmieniają się o 180 stopni – sama przez to przechodziłam 3 lata temu, więc wiem co mówię!
Ale jeśli materiał linki sprzyja plątaniu i supłaniu, a do tego pali dłonie, chłonie bród, to mamy tragedię dużego kalibru… :D.
Dlatego w najbliższym czasie zrobimy dla Was porównanie linek dostępnych na rynku, żeby łatwiej było Wam podjąć decyzję o tym, co wybrać :).