W potocznym rozumieniu przywykliśmy mówić o stresie w kontekście właściwie wyłącznie nieprzyjemnych emocji. Na ogół łączymy go ze strachem, czy lękiem, rzadziej – ze złością, frustracją, czy przemęczeniem. A czym stres tak naprawdę jest?
Na poziomie najbardziej podstawowym, to po prostu odpowiedź komórki na bodziec zewnętrzny bądź wewnętrzny. To oznacza, że patrząc z poziomu komórkowego sam fakt życia i funkcjonowania w środowisku wiąże się z nieustannym stresowaniem się poszczególnych struktur organizmu.
Idąc nieco dalej, na poziomie emocjonalnym i psychologicznym stres to w gruncie rzeczy stan aktywacji, związany z koniecznością odpowiedzi na wymagania środowiska. Wektor tego pobudzenia (czyli przyjemność, czy nieprzyjemność związanych z nim odczuć) wpływa tylko na stan motywacyjny.
Prościej rzecz ujmując, stres to pobudzenie – zarówno to przyjemne jak i nieprzyjemne. Jego funkcją jest zmobilizowanie organizmu do dostosowania się do zastanej sytuacji – czy to na zasadzie dążenia do przyjemnego stanu emocjonalnego, czy też na zasadzie unikania nieprzyjemności.
Trochę psychologii. Czyli o eustresie i dystresie.
To właśnie różnorodne stany motywacyjne wywoływane przez stres, skłoniły psychologów do próby usystematyzowania tematu i podzielenia go na dwa podstawowe rodzaje.
Eustres o ten rodzaj pobudzenia, które związane jest z odczuwaniem przyjemności. Radość, ekscytacja, zainteresowanie. Czyli te wszystkie odczucia, które wiążą się z dążeniem do gratyfikacji, oraz motywują organizm do powtarzania zachowań pobudzających te odczucia.
Dystres, czyli wszystkie te odczucia, które mają powstrzymać organizm od dążenia do zachowań, które mogą być szkodliwe bądź niekorzystne, lub zmotywować go do unikania nieprzyjaznego środowiska. Tutaj umieścimy więc m.in.: złość, strach, lęk, smutek, zmęczenie, etc.
Jak pewnie zauważyliście, mamy sporą dysproporcję między ilością nazwanych emocji przyjemnych i nieprzyjemnych. To dlatego, że z punktu widzenia przetrwania w środowisku, te „negatywne” emocje są bardziej istotne. To dlatego właśnie o dystresie myślimy na ogół, kiedy mówimy o stresie i jego skutkach. Na pewno słyszeliście o tym, że stres zabija i większość przewodników psiaków, które mierzą się z nadmiarem dystresu dość intuicyjnie rozumie, że ich podopieczny potrzebuje pomocy.
A czy eustresu też może być za dużo?
Oczywiście! Tak jak dystresu może być za mało. Zarówno jeden i drugi rodzaj stresu rozkładają się w wykresie mniej-więcej przypominającą krzywą Gausa. To oznacza, że zarówno nadmiar jak i niedomiar eustresu i dystresu prowadzi do pogorszenia jakości życia organizmu, a ostatecznie do śmierci.
No dobrze, ale jak to działa? Możemy całkiem nieźle wyobrazić sobie sytuację, w której braki w pozytywnym pobudzeniu prowadzą do smutku i depresji, zaś nadmiar nieprzyjemnych odczuć, to całej gamy zaburzeń zarówno psychicznych jak i somatycznych. Ale co może się stać jeśli dystresu jest za mało? Mamy wtedy do czynienia z stanem, który możemy opisać jako marazm, czy nawet śmiertelna nuda. Brak jakichkolwiek wyzwań płynących ze środowiska absolutnie nie jest stanem naturalnym! Przypomnijcie sobie, co pisałam o nieprzyjemnych emocjach – one są dużo istotniejsze do przetrwania. Każdy układ nerwowy i emocjonalny został zaprogramowany i stworzony właśnie po to, by radzić sobie głównie z tym rodzajem pobudzenia. Jego absolutny brak wiąże się z niemożnością realizowania najbardziej podstawowych zadań i funkcji organizmu. Żadna istota nie została stworzona do życia absolutnie pozbawionego wyzwań!
Nadmiar eustresu potrafi być równie szkodliwy! Każdy kto ma „farta” mieć bardzo reaktywnego psa, może potwierdzić, że czasem ilość pozytywnych emocji jest tak wielka, że psiak dosłownie nie może wytrzymać sam ze sobą, sięgając nieraz do absolutnie destruktywnych sposobów radzenia sobie.