Dziś witamy was z nowym nieregularnym cyklem wpisów – #zpamiętnikainstruktora. Będziecie mogli posłuchać ciekawych historii o psiakach, które z nami pracowały. Na pewno będzie trochę śmieszków, trochę motywacji i powagi. Ciekawi? No to czytajcie 😉

Dzisiaj jedna z tych historii, dzięki którym dostaję kopa do dalszej pracy.

Jakiś czas temu na szkolenie trafił do mnie bardzo ciekawy duet. Dwuletni Golden razem ze swoją właścicielką, którą wyprowadzał na spacery ;). Nie, nie pomyliłam się, wszystko dobrze napisałam – pies wyprowadzał właścicielkę… Niesamowicie ciągnący na smyczy, w zasadzie do wszystkiego i do niczego, każdy najmniejszy zapach czy szmer nie mógł się obejść bez biegu za psem z napiętą smyczą. Dodatkowo Golden nie chciał jeść – Serio! Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale naprawdę tak było. Wypluwał wszystko co podstawiło mu się pod nos, nie ważne czy była to jego (wcale nie taka tania) karma czy ekstra pachnące smakołyki. W domu za to – anioł nie pies. Przytulak, wykonuje wszystkie komendy, leży, relaksuje się, no ideał! Podłożem tych wszystkich zachowań był bardzo silny stres. Zaczęliśmy pracować i pierwsze co wprowadziliśmy, to wycofanie jedzenia z domu. Dlaczego? Pies w domu czuł się bardzo komfortowo, właśnie dlatego tam spokojnie sobie odpoczywał i robił wszystko o co poprosiła go właścicielka. Tam nie było bodźców, które mogły go rozproszyć, wszystko było bardzo przewidywalne, bo przecież w domu nagle nie pojawi się zapach innego psa, nie przebiegnie zając, albo nie przejedzie rower. A to właśnie wszystko co jest nowe bardzo stresowało naszego Goldena. Wycofując miskę z domu, całą porcję jedzenia przenosimy na zewnątrz. Pies na początku dostaje to jedzenie za nic. Tutaj ważne jest to, żeby nie wpychać mu tego na siłę. Chodzi o to, żeby swobodnie mógł zjeść cokolwiek w sytuacji, gdy pojawiają się inne okoliczności niż w jego azylu, jakim jest dom. Udało się! Po pewnym czasie niejadek zaczął w spokojnych warunkach zjadać niewielkie porcje karmy. Ale, ale… Tu był problem z chodzeniem na smyczy i ekscytacją na wszystko, a on dopiero zaczął jeść. Pies musiał nauczyć się relaksowania otoczeniem. Dlatego skorzystaliśmy z dość nowej metody jaką jest BAT. O tym powstają książki, więc trudno streścić to w jednym zdaniu, ale bardzo dużym uproszczeniu to metoda, którą wykorzystuje się w pracy z psami reaktywnymi, lękliwymi czy agresywnymi. Opiera się na tym, aby pozwolić psu na spokojne eksplorowanie terenu. Pracowaliśmy BAT’em, później przeplataliśmy to posłuszeństwem. Golden z zajęć na zajęcia radził sobie coraz lepiej. No i przede wszystkim – JADŁ! Na jednej z ostatnich lekcji aż brakło nam smakołyków ;). Musze jednak podkreślić jedną, bardzo ważną kwestię, a mianowicie postawę przewodniczki. Niesamowite zrozumienie, empatia, cierpliwość i chęć pomocy swojemu psu doprowadziły ją do osiągnięcia celu. To nie byłoby możliwe, gdyby nie tak bardzo świadomy przewodnik. Wszystkie moje sugestie i rady były bardzo konsekwentnie wprowadzane w życie. Ogromnie się cieszę, że istnieją tacy ludzie, którzy są w stanie poświęcić swój czas i energię, żeby psiak był szczęśliwy. A co najważniejsze, nie przestają pracować! Szkolenie to bardzo sługi proces, który nie trwa tyle ile wykupiony kurs. Pewne rzeczy trzeba wypracować miesiącami, czy nawet latami. Pamiętajcie o tym i bierzcie przykład z tej historii i starajcie się rozumieć swojego psa 😉