Przychodzi taki moment w życiu dziecka, kiedy odkrywa że można się nie tylko bujać w tył i w przód w pozycji czworaczej, ale że można też się trochę przesunąć w kierunku leżącego przed oczami gryzaczka, grzechotki albo… psich łapek. To, co może się wydarzyć, przy okazji tego ostatniego, jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami i przede wszystkim jak to ogarnąć – poniżej!

Z perspektywy psa

Jak dziecko jest na rękach, w łóżeczku albo w najgorszej sytuacji na macie i się nie rusza, to wszystko jest cacy. Psu nic nie zagraża, nikt za nim nie biega, nie wkłada rączek w jego miskę, nie grzebie w oku, nosie i kto wie gdzie jeszcze… Kiedy dziecko staje się nieco bardziej mobilne, dla psa dzieją się rzeczy dziwne, strasznie dziwne. “Niezidentyfikowany obiekt, który dopiero co wkroczył w nasze ZEN życie i wywrócił je do góry łapami, teraz jeszcze zaczął się ruszać. O mamooo, i idzie w stronę mojego legowiska. Alarm, alarm!”

Co jest najtrudniejsze?

Dziecko. Zawsze powtarzam, że dla psa małe dziecko zawsze jest trudne. Bo się dziwnie porusza, ma nieskoordynowane ruchy, jest nieprzewidywalne, wywraca się niepostrzeżenie. Czyli ma tak naprawdę wszystkie te cechy, za którymi pies nie przepada. Fantastycznie! Teraz mi to mówisz? Możecie zapytać. Ejj, mówię to zawsze, gdy opowiadam o tej wymagającej relacji. Ale spokojnie, spieszę z pomocą – co zrobić żeby tej relacji pomóc, a nie zostawić ją na pastwę losu, bo już taka jest. 

Obiekt monitorowany 24 godziny na dobę

Leżący na podłodze owczarekKiedy mówię o tym, że nigdy nie zostawiam psa i dziecka samych, to słyszę często od innych mam “Boisz się, że ugryzie?, Fakt to duży pies” albo “To cały czas siedzisz z dzieckiem? Przecież jest tyle spraw do ogarnięcia!” A to zupełnie nie o to chodzi! Po pierwsze – nie chodzi o to, że duży pies, to trzeba pilnować, a jak mały to już nie. Zresztą, od jakiej wielkości pies jest już “duży”, a kiedy jeszcze jest “mały”. A po drugie, relacja pies-dziecko pod kontrolą, nie oznacza, że 24h/dobę chodzę za nimi i się gapię co robią. Bo… no właśnie, to w ogóle nie może tak wyglądać! 

Opiekunka na czterech łapach

Teraz będzie krótki pouczający wykład o tym, że piesek to nie jest zabawka, ale nie w tym sensie o którym zawsze się mówi w TV. W trochę innym sensie. Pies jest osobną jednostką. Myśli, widzi, czuje, komunikuje. Nie możemy go traktować, jak atrakcję dla dziecka albo, jak to się często zwykło mówić “nianię”. Zanim w domu było dziecko, pies nie był tak silnie bodźcowany, np. zabawkami, krzykami, piskami, czy ogólnym harmidrem w domu. Mógł sobie długo odpoczywać w różnych miejscach czy pozycjach. Kiedy pojawia się dziecko, życie psa się zmienia. I choćbyśmy nie wiem jak bardzo powtarzali, że nie chcemy żeby dla psa coś się zmieniło, to nie ma szans na zachowanie takiego samego życia jak wcześniej. Wszak macie w domu nowego, zazwyczaj nadaktywnego osobnika. Ale! Żeby temu naszemu psiakowi pomóc przeżyć te wielkie zmiany, zwłaszcza w fazie zwiększenia mobilności dziecka, trzeba mocniej niż zwykle zadbać o zagospodarowanie przestrzeni. Oni po prostu NIE MOGĄ być ciągle razem.

Przestrzeń po raz setny

Jeśli jeszcze w Waszym domu nie ma bramki, a macie tylko możliwość zamontowania jej, to czym prędzej ją zamówcie. Powtarzam to trochę jak zdarta płyta, ale serio nie wyobrażam sobie życia bez możliwości oddzielenia przestrzeni. Właśnie w kontekście tego, że nie jestem w stanie przez cały dzień kontrolować czy czasem Jaś nie wchodzi na Fokusa, bo np. gotuję obiad, sprzątam albo robię inny mothermultitasking (wiecie o czym mówię :D). (Kamil mi tu podpowiada, że fathermultitasking też lekki nie jest i ja mu wierzę) Podobnie zresztą jeśli dzieckiem zajmuje się babcia, ciocia czy niania – warto im też wytłumaczyć do czego służy bramka i żeby nie krępowali się jej użyć. 

Prośby o pomoc

Odwracanie głowy, łypanie oczami, uciekanie czy warczenie. Te i wiele innych sygnałów pies wysyła nam, kiedy prosi nas o pomoc. Najczęściej, to czego oczekuje, to “zabierz go/ją”. A oczekiwać tego wcale nie musi, kiedy dziecko już w zasadzie siedzi na grzbiecie psa (o zgrozo!). Czasem wystarczy, że nasza pociecha zaczyna iść na niego frontalnie z końca pokoju. A dla psa, taka sytuacja nie jest już komfortowa. Często te prośby są subtelne, na pozór wydawać by się mogło nawet że ich nie ma. Właśnie dlatego tak ogromnie ważne jest to, żebyśmy znali naszego psa, obserwowali go i reagowali na jego potrzeby. W ten sposób zapobiegniemy trudnym sytuacjom. 

Tłumacz. Psu i dziecku

Tak wiem, że Twoje 6 miesięczne dziecko, rozpoczynające przygodę z raczkowaniem nie rozumie zdania “nie idź do pieska”. A do psa przecież nie można mówić pełnymi zdaniami, bo nie zrozumie. Co do dziecka – nie rozumie, ale nim się obejrzysz, a przyjdzie moment, w którym zacznie rozumieć, a warto wyrobić sobie nawyk tłumaczenia, co się dzieje i dlaczego nie możemy przeszkadzać pieskowi. A jak tłumaczyć psu? No jasne, że nie pełnymi zdaniami. Psu za to, możemy dawać wsparcie, w zależności od jego preferencji. I nie, nie chodzi tu wyłącznie o dawanie smaczków, za “fajne rzeczy”. Wsparciem czasem będzie dotyk czy bliskość, czasem przestrzeń, a czasem wyciczenie w klateczce czy za bramką. 

Chcesz zacząć szkolenie

Opowiedz nam o sobie i swoim psie. Skontaktuj się z nami:

ZADZWOŃ
NAPISZ
ZADZWOŃ