Gdybym dostawała 5 zł za każde kłamstwo usłyszane na treningu, to miałabym… nie wiem ile XD Ale dużo, na pewno dużo 😛

Zaczyna się od najważniejszego czyli od jedzenia oczywiście – pies nie rusza smaczków, karmy, mięcha, parówki, niczego…

“Jadł coś?”

“Nieeee, ja nic nie dałem. (chwila ciszy) Chyba że żona dała”

Mówię, że prosiłam żeby przyjść na zajęcia bez ostatniego posiłku, że to pomoże w budowaniu motywacji

“… A ja nie wiem, pewnie coś dała, przecież babie to nie przetłumaczę…”

Jesteśmy w trakcie zajęć, nagle pojawia się rowerzysta a tu nagle kursant wystawia zęby i próbuje złapać jadący obiekt.

Pytam “Tak się często zdarza?”

“Nieee, pierwszy raz taka sytuacja, nie rozumiem dlaczego tak zareagował”.

Okej, myślę sobie, że może się wystraszył, coś niespodziewanego, no jak mówią, że pierwszy to pierwszy. Zajęcia trwają. Zaraz biegacz, pies znów chciał przyczepić się do umięśnionej łydki maratończyka.

“To też pierwszy raz?” – Pytam z zaniepokojeniem.

“No czasem mu się tak zdarza, nie wiem o co chodzi”

“A czemu nie mówiliście o tym wcześniej?”

“Nie wiedzieliśmy, że to jest ważne”

Zawsze pytam na początku zajęć takie naturalne “Jak tam?” Kursanci wiedzą już, że pytam o postępy, o to czy pojawiły się jakieś nowe problemy, czy jest coś z czym sobie nie radzą, co potrzebują przećwiczyć itp.

“Wszystko super! Fajnie pracuje, skupia się, naprawdę ekstra” słyszę z pełnym przekonaniem i entuzjazmem w głosie.

Na kolejne spotkanie przychodzi druga połówka i mówi “ Jest masakra, bardzo ciężko mu się skoncentrować, Anka już też nie ma siły do tego psa. My wiemy, że popełniliśmy mnóstwo błędów, nie wiem czy teraz damy radę z tym wszystkim. Ona nie chciała mówić, że jest ciężko, bo głupio było jej się przyznać”

Dzwoni ktoś i chce umówić się na kurs, słysze w słucawce, że pies ciągnie na smyczy i chcą rozwiązać ten problem. No to lecimy i rozwiązujemy ten problem. Na 4 zajęciach okazuje się, że pies chce zabić wszystkie inne psy, które widzi na ulicy.

“Bo my myśleliśmy, że mu przejdzie jak się tutaj trochę pouczymy”.

Takich sytuacji mogę wysypywać tonami z rękawa. W nich wszystkich jest jeden wspólny mianownik – ukrywanie prawdy. Nawet nie kłamstwo, a właśnie brak szczerości. Jeśli ktoś decyduje się na współpracę z instruktorem, behawiorystą, to zasada jest prosta, trzeba mówić o pojawiających się problemach. Nie można liczyć na to, że coś się nie wyda, coś nie wyjdzie na jaw, a czegoś się nie dowie. No bo w takim razie po co iść na szkolenie? Instruktor nie pomoże wam rozwiązać problemu jeśli nie wyłożycie kawy na ławę i nie powiecie tego co Wam na serduchu leży. Każdy problem jest indywidualny, do każdego psa trzeba podejść inaczej, nie można liczyć, że pies przestanie gonić samochody jeśli będziemy oduczać go skakania na gości.

Dobrym porównaniem będzie traktowanie instruktora jak lekarza. Kiedy boli was gardło, macie gorączkę, boli głowa i macie omdlenia, to nie idziecie do lekarza i nie mówicie mu: “Panie doktorze, potrzebuje jakies tabletki na gardło, bo mnie boli”. I nie liczycie na to, że domyśli się że już 3 razy w ciągu tej doby zemdleliście. No bo to tak nie działa. Nikt nie jest wróżką i nie rozwiąże problemu jeśli nie powiemy dokładnie jaki jest ten problem. Pies ciągnie na smyczy – mówisz! Szczeka na inne psy – mówisz! Poluje na dzieci – mówisz! Ugryzł cię – mówisz!

Nawet jeśli wydaje Ci się to na maksa dziwne i nielogiczne, mów o wszystkich swoich spostrzeżeniach. To bardzo ułatwi pracę instruktorowi i pomoże dobrze zdiagnozować problem.